Marek Stefański. .

Nowości:

  • Marimba w bazylice?

    Wtorek, 26 maja 2015 roku, godzina 20:00, Bazylika Jezuitów w Krakowie. Koncert kameralny, choć dość niezwykły. W programie klasyka muzyki organowej, czyli Feliksa Nowowiejskiego Preludio Festivo z Symfonii organowej g-moll op. 45 nr 2 w wykonaniu Marka Stefańskiego. Następnie usłyszymy dwa utwory na …. marimbę. Pierwszy to Uneven Souls na marimbę i trio perkusyjne z towarzyszeniem zespołu wokalnego, którego kompozytorem jest Nebojša Jovan Živković. Na marimbie zagra XiQiao Wang. Kolejna kompozycja to Concerto for Marimba and Choir with Percussion, autor Gene Koshinski.

    O organach, organistach i muzyce w szacownych murach kościołów opowiada Marek Stefański, adiunkt w Katedrze Organów Akademii Muzycznej w Krakowie. Należy do grona najbardziej aktywnych artystycznie polskich organistów, również na arenie międzynarodowej. Jest zasłużonym propagatorem polskiej muzyki organowej. Obok solistycznej działalności koncertowej współpracuje z licznymi zespołami chóralnymi oraz wybitnymi wokalistami i instrumentalistami. Po uzyskaniu nominacji do nagrody muzycznej Fryderyk w roku 2006 został członkiem Polskiej Akademii Fonograficznej. Za swoją działalność artystyczną otrzymał liczne nagrody i wyróżnienia.

    Organy w Bazylice Jezuitów w Krakowie to instrument wyjątkowy, jeśli dodamy do niego wirtuozerię organisty i fantastycznie barwną i bogatą kompozycję Feliksa Nowowiejskiego, otrzymamy niezwykły spektakl. Piszę tak, ponieważ tu muzyka w fantastyczny sposób zbiega się z duchowością świątyni. Organy to instrument niezwykle energetyczny, taka też była sama kompozycja. Ta muzyka była „prawie widzialna”. Nie można jej opisywać ani recenzować – tam trzeba być i chłonąć ją wszystkimi zmysłami … i percepcją poza pasmem widzialnym i słyszalnym. Napisałem że był to spektakl – bo tylko tak można nazwać to co było dane przeżyć słuchaczom.

    A tak na marginesie, Preludio Festivo z Symfonii organowej g-moll op. 45 nr 2 to niezwykle piękna kompozycja. Nawet początkujący meloman wie kim był Feliks Nowowiejski, potrafi nawet wymienić kilka jego utworów. Odnoszę jednak wrażenie że jeszcze bardzo wiele jego dzieł pozostaje nieodkrytych. Był twórcą niezwykle pracowitym, skomponował między innym aż 9 (!) symfonii organowych. Odnoszę wrażenie że dorobek ten nie jest dobrze znany słuchaczom, do których piszące te słowa też się (niestety) zalicza.

    W dalszej części koncertu, wystąpili studenci Akademii Muzycznej w Krakowie [...]

    Andrzej Wodziński - Muzyczny Kraków


  • Serce polskiej organistyki bije pod Wawelem

    O Krakowie mówi się, że jest miastem stu kościołów (119 czynnych świątyń), ale niewielu wie, że od 1946 roku to także stolica polskiej organistyki. Tak przynajmniej uważa dr hab. Marek Stefański, adiunkt w Katedrze Organów Akademii Muzycznej w Krakowie.

    Za twórcę powojennej polskiej szkoły organowej dziś uważany jest związany z Krakowem profesor Bronisław Rutkowski, który w latach 1955–1964 był rektorem Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Krakowie. reklama Dwa lata po jego śmierci, w 1966 roku zorganizowano odbywające się do dziś Dni Muzyki Organowej, które należą do najstarszych festiwali w Polsce. Muzyka organowa rozbrzmiewa w Krakowie również podczas Letnich Koncertów Organowych, Wiosennych Dni z Muzyką Organową w Bazylice oo. Jezuitów, Tynieckich Recitali Organowych oraz „Zaduszek organowych” im. Jana Jar­gonia. Nie byłoby tych wydarzeń, gdyby nie świetnie brzmiące i dobrze zachowane instrumenty z różnych epok, które rozproszone są po całym mieście. Mariacki Festiwal Organowy eksponować będzie walory dźwiękowe aż trzech instrumentów (organy główne, w prezbiterium oraz w nawie południowej), które znajdują się w najsłynniejszym krakowskim kościele na Rynku Głównym.

    – Osobliwość kościoła Mariackiego polega na tym, że znajdują się w nim aż trzy niezależne instrumenty. Daje to możliwość uzyskania „panoramiczności” brzmienia – mówi dr hab. Marek Stefański. Różniące się pod względem estetyki brzmieniowej instrumenty zna doskonale, bo przez 11 lat był organistą bazyliki Mariackiej. Jak przyznaje, same tylko „organy wielkie”, znajdujące się w nawie głównej, dają wszechstronne możliwości dźwiękowe, bowiem rozłożone są na kilkudziesięciu metrach kwadratowych.

    Ale mariackie organy to niejedyne, których warto posłuchać. Do perełek należy też choćby doskonale zrekonstruowany barokowy instrument w kościele św. Krzyża. Z kolei organy w kościele św. Katarzyny są największym dziełem polskiego budowniczego Jana Śliwińskiego, który przez szereg lat pracował pod okiem sławnego XIX-wiecznego francuskiego organmistrza, Ari­stida Cavaille-Colla. Świetne brzmienie ma również instrument w bazylice oo. Jezuitów przy ul. Kopernika. Co ciekawe, najlepsze współczesne instrumenty znajdują się w kościele Arka Pana w Bieńczycach (wykonane w 1979 roku w Hamburgu), kościele św. Maksymiliana Marii Kolbego w Mistrzejowicach oraz w kościele św. Stanisława Kostki na Dębnikach.

    – Zachodnia organistyka przebiła w Krakowie w latach 70. żelazną kurtynę. Przy budowie organów wzorowano się wówczas na najlepszych zachodnioeuropejskich przykładach – tłumaczy Marek Ste­fański. Nie sposób pominąć również imponujących organów w Filharmonii Krakowskiej, wybudowanych w 1996 roku.

    Mateusz Borkowski - Dziennik Polski


  • Marek Stefański: Serce ciągnie mnie na Wschód

    Marek Stefański - rzeszowianin, obywatel świata, ambasador polskiej kultury i najlepszych polskich tradycji muzycznych. Wirtuoz. Należy do grona najbardziej aktywnych artystycznie organistów polskich. Koncertował dotychczas w większości krajów Europy, obu Ameryk, Izraela. Regularnie zapraszany na koncerty do Rosji, jest tam jednym z najbardziej znanych zagranicznych organistów. Pracuje w Akademii Muzycznej w Krakowie, gdzie w 2013 r. roku uzyskał tytuł doktora habilitowanego. Za swoją działalność artystyczną otrzymał liczne nagrody i wyróżnienia. Prywatnie: ujmująco bezpośredni, wesoły, spontaniczny. O swych muzycznych podróżach opowiada z taką samą pasją, jak gra. Jego żona Agnieszka Radwan-Stefańska jest również absolwentką klasy organów krakowskiej Akademii Muzycznej. Mieszkają w Krakowie. Są rodzicami syna Maksymiliana.


    Anna Koniecka: Jest Pan znany w świecie dzięki swej muzyce. Mówiąc językiem biznesu, Marek Stefański to jest bardzo dobra marka. Proszę powiedzieć szczerze, ile pomógł Panu w karierze talent, pracowitość, a ile szczęście?

    Marek Stefański: Szczęściu trzeba wychodzić naprzeciw, to znaczy ktoś powiedział, że ważne jest to, żeby znaleźć się we właściwym miejscu, we właściwym czasie. Myślę, że coś w tym jest, ale tak pół na pół. Gdyby nie było solidnej podstawy - niezliczonej ilości godzin spędzonych przy instrumencie, to do pewnego stopnia można by się ślizgać i coś udawać, ale w pewnym momencie to wyjdzie. A więc na pewno praca. Ale i szczęście. Takie szczęścia były w moim życiu. Chociażby na samym początku, tuż po egzaminach wstępnych. Gdy wstąpiłem do Akademii byłem dziewiętnastoletnim chłopcem. Właśnie odbywał się renomowany festiwal organowy w Tyńcu, gdzie miałem tylko akompaniować chórowi, znakomitemu zresztą. A partię organową miał wykonać organista z Niemiec. W przeddzień koncertu okazało się, że ten organista nie dojedzie. Jedyny ratunek - ja mam zagrać koncert. Student tuż po egzaminach! Mogłem odmówić, ale mimo tego, że się bardzo bałem, podjąłem wyzwanie. Konsekwencja tego była taka, że od tego Niemca w dowód wdzięczności, że zagrałem za niego koncert, dostałem zaproszenie na koncerty do Niemiec. Pierwsze moje koncerty!

    To było jakby dobry anioł w tym palce maczał, to się nie musiało przydarzyć. I takich przypadków mógłbym stawiać na swojej drodze dużo. Chociażby cała moja przygoda rosyjska. Rok 1999, kiedy pierwszy raz pojechałem do Rosji i miałem tam pierwsze koncerty. A dlaczego pojechałem do Rosji? Z ramienia ministerstwa kultury miał tam pojechać organista Andrzej Chorosiński, rektor Akademii Muzycznej w Warszawie. Z powodu licznych obowiązków okazało się, że nie może jechać. I mnie wybrał na swojego zastępcę. I tak rozpoczęły się moje kontakty z Rosją.


    Ale co Pana zaniosło aż do Ułan Ude, na peryferie azjatyckiej Rosji?


    Nie spodziewałem się, że zaniesie mnie aż tam. Już same wcześniejsze podróże do Irkucka wydawały mi się dalekie, na koniec świata. Co mnie zaniosło? 90 lat Stowarzyszenia Polskiego „Nadzieja”, które wciąż działa, prowadzi je pani Maria Iwanowa. Żona Buriata, wyznawcy buddyzmu, sama pochodzi z Petersburga, ma polskie korzenie. Dom Polski w Ułan Ude mają bardzo ładny, prowadzą lekcje języka polskiego. A koncert organowy w Ułan Ude? W naszym rozumieniu koncert organowy to brzmi tak oczywiście, ale w całej Buriacji przecież nie ma organów. W odległości półtora tysiąca kilometrów na północ – nie ma, na południu – Mongolia, i tam również nie ma. Musiałem grać na elektronicznym instrumencie, czyli na czymś, co udaje organy! Grać na elektronicznym instrumencie to mniej więcej tak, jakby pianistę zaprosić na koncert i postawić mu keyboard. Ale, myślę sobie, cóż winni są ci ludzie, którzy tam mieszkają, może są wśród nich tacy, którzy słyszeli, że był ktoś taki jak Bach, i pewnie nie mieli okazji, żeby tej muzyki na żywo posłuchać.

    W kościele zbudowanym nie tak dawno, to bardzo ładny, mały kościół, który mieści niecałe 200 osób, zmieściło się prawie 600. Jakim cudem, nikt tego nie wie. To było coś niesamowitego, wokół instrumentu, niemal na ławce organowej siedzieli i stali ludzie. Przyszli dwie godziny wcześniej, żeby zająć miejsce. Kiedy ja przyjechałem półtorej godziny przed koncertem, wszystkie miejsca były już zajęte. Akurat rozpętała się zamieć, więc ludzie przyszli okutani w futra, kożuchy. Grałem trzeciego listopada - na Syberii to już sroga zima. Zamiast jednego koncertu były dwa, oczywiście. Oba tak samo szczelnie wypełnione. Do tego oficjalne delegacje włodarzy miasta, włodarzy guberni – tak przeżywali swój pierwszy koncert organowy. A ja z nimi. To jest trudne do opisania uczucie. Aż chce się wracać. I wiele na to wskazuje, że w tym roku znów pojadę do Ułan Ude tuż przed Bożym Narodzeniem. Ciągnie mnie na Wschód. Najbardziej właśnie tam.

    Dlaczego?

    Przed laty Krzysztof Penderecki w jednym z wywiadów powiedział, że największą satysfakcję muzyk ma po występach w Rosji, na Wschodzie. I to jest prawda. Dlaczego? Przede wszystkim publiczność. Publiczność która jest wszędzie, od wielkich metropolii po najdalsze miasteczka, nawet takie jak Ułan Ude, o którym mówiliśmy przed chwilą. W samej Moskwie odbywa się każdego wieczoru około 150 wydarzeń z dziedziny muzyki tzw. poważnej, poczynając od wielkich spektakli operowych w Teatrze Balszoj, po wielkie koncerty w filharmonii, w słynnej sali konserwatorium moskiewskiego, aż po kameralne koncerty w małych salkach muzealnych gdzieś na peryferiach Moskwy. Wszędzie są komplety słuchaczy. I to jest coś nieprawdopodobnego. Ludzie są. Są, bo nikt im nie każe, są, bo chcą. To po pierwsze. Po drugie – odbiór tej muzyki. Moje odczucie jest takie, że na Zachodzie czy na północy Europy ludzie słuchają muzyki bardziej rozumem niż sercem, natomiast w Rosji przeważa element emocjonalny. Aczkolwiek tych ludzi niczym się nie oszuka, ponieważ oni w genach niosą tradycję, wrażliwość, rozumienie sztuki, muzyki. A poza tym mają wiedzę. Edukacja muzyczna w Rosji – do pozazdroszczenia. Nie sposób przecenić tego, że tam od dziecka uczy się muzyki, bez względu na to czy zostanie ono przy niej zawodowo, czy nie. Szkoły muzyczne są pełne, szkoły baletowe też, i chóry dziecięce! Bardzo podoba mi się również to, że w wielu rosyjskich miastach obok koncertu, który odbywa się wieczorem, organizatorzy proszą, aby przed południem poświęcić godzinkę dzieciom - zapraszane są do sali koncertowej i mają swój mini koncert. Z programem adekwatnym i komentarzem, który ktoś przygotowuje. Nie dziwi, że ma tej muzyki później kto słuchać. To jest to wychowywanie pokoleń do rozumienia sztuki oraz kreowanie naturalnej potrzeby obcowania ze sztuką.

    I wreszcie rzecz, która jest zupełnie niemożliwa u nas - kiedy są wieczorne wiadomości w rosyjskiej telewizji, tak jak u nas - wydarzenia, sport, ale później jest dziesięcio-, piętnastominutowy blok informacji kulturalnych: co się wydarzyło tego dnia w kulturze, i to nie estradowej. Jest mowa o spektaklach teatralnych, które się tego dnia odbyły, o premierach współczesnego baletu, reżyserach, artystach, dyrygentach. Te wiadomości są podawane w najlepszej porze oglądalności. A u nas? Oglądając wiadomości można odnieść wrażenie, że w kulturze nic się nie dzieje. Temat kultury nie istnieje. A w Rosji szacunek dla sztuki, rozumienie sztuki sprawia, że artysta czuje się tam potrzebny.

    A kontakty z ludźmi?

    Fantastyczne. Żal, że mam na nie za mało czasu. Gram koncert i ruszam dalej. Ale w międzyczasie tyle się dzieje, tyle serdecznych emocji! Tam jest taki zwyczaj, że po koncercie a nawet w trakcie publiczność obdarowuje grającego kwiatami. Tu trzeba zaznaczyć, że ponad 90 proc. koncertów organowych odbywa się na estradzie, inaczej niż u nas, tu organista siedzi wysoko, na chórze, odizolowany od publiczności. Tam jestem wśród ludzi, dosłownie, podchodzą w trakcie koncertu, po skończonym utworze i dostaję nie tylko brawa, ale także bukiety i gdy kończę koncert, instrument i estrada toną w kwiatach. Ale koncerty w kościołach Rosji również się odbywają. Ostatnio grałem w Moskwie koncert w pięknym kościele luterańskim.

    W Kaliningradzie - tam znów niezwykła historia. Do 1994 roku katedra luterańska w Kaliningradzie leżała w gruzach, od wojny. A przecież tam jest pochowany Emmanuel Kant! I dopiero znalazł się człowiek, szaleniec, Igor Odyńcow, pan obecnie na emeryturze. Kiedy w ‘94 przeszedł na emeryturę, był pułkownikiem wojskowym, a na koniec kariery naczelnikiem więzienia gdzieś w głębi Rosji. Wrócił do Kaliningradu zafascynowany swoim miastem, pochłonięty ideą odbudowy katedry. I tylko jemu udało się dotrzeć do samego Putina, żona Putina pochodziła z Kaliningradu i po tej linii było Odyńcowowi łatwiej. Przez Putina udało mu się dotrzeć do ówczesnego kanclerza Niemiec Schroedera, i wspólnymi siłami rosyjsko-niemieckimi odbudowano katedrę. Cudowna katedra; jest w tej chwili symbolem Kaliningradu. Gdy było 650-lecie miasta, Odyńcow oprowadzał po katedrze Putina i Schroedera. Obecnie nazywa się ona Muzeum Narodowym im. Immanuela Kanta. Putin zwiedza przepięknie odbudowaną katedrę , chwali, że tak fantastycznie wszystko zostało wykonane, wreszcie pyta, czy coś jeszcze potrzeba, a Odyńcow na to: „Panie prezydencie, tutaj przed wojną były jedne z największych w Europie organów, tutaj odbywały się koncerty organowe, katedra słynęła z pięknych organów”. Decyzją Putina organy zostały odbudowane, pieniądze z kancelarii prezydenta – kilka milionów euro - wyasygnowano. I ja na nich wielokrotnie już grałem, jestem zapraszany dwa, trzy razy do roku. Fantastyczny instrument i wielkie przeżycie za każdym razem! Katedra w Kaliningradzie to jest dowód na to, co jeden człowiek determinacją może dokonać. Podnieść z gruzów gigantyczną budowlę, a była to do 1994 roku roku kupa gruzów. 

    Skąd się wzięła muzyka w Pana życiorysie?


    Może po dziadku, który był bardzo muzykalny, zakładał i prowadził chóry, wciąż przepisywał jakieś nuty. Dom był pełen nut. Ja rosłem w takiej atmosferze. Uczyłem się, jak wiele dzieci, grać na pianinie. Mając chyba ze 12 lat usłyszałem organy w Leżajsku. Gdy zobaczyłem ten cudowny prospekt organowy, całą ścianę w piszczałkach, gdy usłyszałem niesamowity głos organów, że aż mury drżały, padłem na kolana przed organami zamiast przed ołtarzem… (śmiech). Tak się zaczęło i trzyma. Jak mówił Małysz: I trzymie mnie coś na progu… (Śmiech)

    Mimo kryzysu, Pan ciągle na walizkach, bo kalendarz koncertowy wypełniony.


    Wiem, co będę robił w roku 2014. W przypadku muzyki organowej to jest dużo, choć oczywiście to nie jest porównywalne z kalendarzami wielkich dyrygentów czy śpiewaków. Moje marzenia są całkiem zwyczajne. Bardzo bym chciał, żeby wszystkie okoliczności w życiu układały się tak, żebym dalej mógł robić to, co robię. Żebym mógł grać, żebym mógł dzielić się moją muzyką z tymi, którzy zechcą jej słuchać. Chciałbym pojechać jeszcze do wielu miast w Rosji, w których nie byłem, w ogóle chciałbym często jeździć do Rosji i oddychać tą atmosferą rosyjską, tą ich inspiracją.

    Anna Koniecka - Biznes i Styl


Starsze informacje:

  • Non Sola Scripta - pierwszy koncert

    XVIII Międzynarodowy Festiwal Organowy Non Sola Scripta rozpoczął występ Marka Stefańskiego – wybitnego organisty współpracującego z krakowską Bazyliką Mariacką, a także niemieckiego chóru Domkantorei - Schleswig pod dyrekcją Rainera Selle. (...) Na rozpoczęcie Wrocławskiego Lata Organowego usłyszeliśmy go w różnorodnym repertuarze. Zagrał fragment Mszy D-dur Antona Dvořaka (Kyrie i Gloria), z towarzyszeniem niemieckiego chóru Domkantorei – Schleswig. Następnie wykonał utwór Josefa Rheinbergera (zamiast Fugi c-moll J.S. Bacha) – niemieckiego kompozytora i organisty XIX w., znanego przede wszystkim z utworów o charakterze religijnym. Najbardziej porywającą częścią koncertu było wykonanie Oratorium Quo vadis op. 13, cz.II Feliksa Nowowiejskiego, w szczególności zaś jego autorska transkrypcja, przypominająca momentami … jazzową improwizację. Była to niewątpliwie najlepsza część występu Marka Stefańskiego, za którą otrzymał zasłużone gromkie brawa.

    Barbara Lekarczyk-Cisek, 3.VII.2011


  • Koncert staropolskiej muzyki w ramach Cracovia Sacra: Ave Maria w bazylice świętego Floriana

    Mimo deszczowej pogody kościół był wypełniony po brzegi. Tuż po ostatniej wieczornej mszy rozbrzmiały dźwięki organów. W pierwszej kolejności zagrano utwory organowe z dawnej muzyki polskiej – Mikołaja z Krakowa oraz Jana z Lublina, dwu organistów i kompozytorów, pochodzących z XVI wieku.

    Można było usłyszeć 4 preludia (gatunki muzyczne, pierwotnie przeznaczone na organy lub lutnię, później stały się samodzielnymi utworami), 2 dawne polskie śpiewy kościelne oraz 3 staropolskie tańce Jana z Lublina. Po takim wstępie odtworzono staropolską muzykę wokalną, zgromadzeni usłyszeli sopran Elżbiety Towarnickiej. Śpiewaczka wykonała 2 arie na sopran Mikołaja Józefa Rzegowskiego.

    Nie mogło zabraknąć Jana Sebastiana Bacha i jego muzyki wokalnej organowej. Rozbrzmiała aria ze słynnego, uroczystego "Magnificat" oraz emocjonująca pieśń "Bądź ze mną w godzinę mego zaśnięcia". 2 pozostałe pieśni pochodziły z chorałów schillerowskich.

    Punkt kulminacyjny koncertu i zarazem jego końcówka to słynna "Ave Maria". Melodia została napisana przez Charles`a Gounoda w 1859 roku. Do powstania pieśni posłużyło Preludium C-dur z pierwszego tomu Das Wohltemperierte Klavier Bacha. Niesamowite wykonanie tej pieśni zaowocowało gromkimi brawami, nie cichnącymi przez długie minuty. Zagrano jeszcze jeden utwór organowy Bacha, a gdy ludzie znów nagrodzili występ gromkimi brawami, artyści zagrali jeszcze jeden utwór.

    Na pytanie, jakie wrażenie zrobił koncert, odpowiedziano - Koncert bardzo mi się podobał, było to ciekawe wykonanie. Nie wszyscy mają tak dobry pomysł na wykonanie utworów. Mam szczególne miłe wrażenia po usłyszeniu pieśni Jana z Lublina – mówiła śpiewaczka operowa, Alina Konarska. Towarzyszący jej pan również zachwalał koncert - Bardziej podobały mi się utwory popularne, jak "Ave Maria", ponieważ nie znam się na muzyce poważnej. Jeśli chodzi o wrażenia - cały koncert był przepiękny.

    Na organach zagrał Marek Stefański – jeden z najbardziej aktywnych artystycznie polskich organistów, występuje również za granicą. Propagator muzyki organowej, wykonuje też improwizacje organowe. Od 1999 roku pracuje w Katedrze Organów Akademii Muzycznej w Krakowie, prowadzi Klasę Organów w Zakładzie Muzyki Kościelnej. Wielokrotnie nagradzany i wyróżniany.

    Sopran wykonywała Elżbieta Towarnicka – artystka występowała m.in.: w Grecji, Niemczech, Hiszpanii, Anglii, Rosji, na Litwie, Ukrainie, w Argentynie, Stanach Zjednoczonych, Kanadzie. Wykonywała również utwory do filmów Kieślowskiego: "Trzy kolory: Niebieski" (oraz Czerwony), "Dekalog", "Podwójne życie Weroniki". Wykonuje partie sopranowe z repertuaru m.in.: Pucciniego, Bizeta, Verdiego, Szymanowskiego, Vebera. Specjalizuje się w wykonaniach oratoryjnych.

    Ewa Adamska, 17.08.2010


  • "Fortepian, klawesyn, organy"

    [...] Marek Stefański, wykonawca środowego recitalu organowego, jego program skonstruował z utworów powstałych w XX wieku. Dokonane przez niego organowe transkrypcje Poematu "Quo vadis" Nowowiejskiego i "Bukolików" Lutosławskiego, a także improwizowana Sonata w stylu Schumanna dowiodły jego dużej wyobraźni brzmieniowej i bardzo dobrej dyspozycji technicznej. Podobne cechy miało interesujące wykonanie "Witraży" Tadeusza Machla i "Preludiów Maryjnych" Juliusza Łuciuka [...]

    Anna Woźniakowska, Dziennik Polski, 29.X.2010


  • Muzyczny wieczór w Myślenicach

    Muzyczny wieczór pełen był różnorodnych klimatów i niezapomnianych wrażeń.... Marek Stefański zachwycił myślenickich melomanów swoją wirtuozowską grą. Błyskotliwa technika, swoboda wykonawcza, optymalne wykorzystanie instrumentu, poruszająca interpretacja i pewna mitrzowska ręka, to tylko niektóre wyróżniki talentu muzycznego krakowskiego organisty, który ukazał słuchaczom pełnie brzmień i subtelność organów. Szczególnie podobały się improwizacje pieśni adwentowych w stylu klasycznym, barokowym i swobodnym.

    Karol Gołąb, Gazeta Myślenicka, I 2009


  • Koncert wokalno-organowy w bazylice Mariackiej

    Ciekawy okazał się koncert wokalno-organowy w bazylice Mariackiej. Mogliśmy skonfrontować różne podejście kompozytorów związanych z Krakowem - od Nowowiejskiego po Moszumańską -Nazar - do "króla instrumentów". W pamięci słuchaczy z pewnoscią pozotaną "Trzy pieśni pasyjne" Juliusza Łuciuka oraz "Trzy Psalmy na sopran i organy" Jerzego Kaszyckiego, w których wykonawcy: Elżbieta Towarnicka - sopran i Marek Stefański - organy ukazali cały swój kunszt i muzyczną wrażliwość.

    Anna Woźniakowska, Dziennik Polski, VI 2009


  • Festiwal organowy w Soczi

    Marek Stefański prawdziwie zadziwił publiczność fetiwalu organowego w Soczi błyskotliwymi improwizacjami na tematy Mendelssohna i Hymnu Rosji...

    Marina Tretjakowa, "Kultura" nr 31, Moskwa, VIII 2009


  • Recenzja z II Dziecięcego Festiwalu Muzyki Dawnej

    ....w dostojnym klimacie Bazyliki Ojców Bernardynów w Leżajsku zabrzmiały barokowe polifonie Jana Sebastiana Bacha i Dietricha Buxtehude oraz utwory Johanna Christiana Bacha w wykonaniu Marka Stefańskiego. W nawiązaniu do muzyki staropolskiej pod ręką mistrza ożyły utwory z Tabulatury Jana z Lublina, Tabulatury Mikołaja z Krakowa oraz Warszawskiej Tabulatury Organowej. Piękno świątyni potęgowało przeżycie tak wspaniałego koncertu...

    www.diecezja.rzeszow.pl


  • Koncert Dawnej Muzyki Pasyjnej z cyklu Muzyka Wielkiego Tygodnia

    ...Słuchacze mieli okazję wyciszyć się i pełniej przygotować do przeżycia Triduum Paschalnego. Marek Stefański wprowadził publiczność w klimat dawnych wieków przepięknymi utworami zaczerpniętymi min z Tabulatury Jana z Lublina, z Tabulatury Warszawskiej oraz "Ave Crucis" Mikołaja z Krakowa.
    Również dla nas, jako dla wykonawców było to głębokie przeżycie , gdyż czas i miejsce były wyjątkowe...

    Barbara Bator


  • Festiwal organowy w Saratowie

    Tego jeszcze w historii saratowskiego festiwalu organowego nie słyszano. Pod palcami Marka Stefańskiego zabrzmiała na koniec koncertu wspaniała improwizacja na temat saratowskiej pieśni "Tyle blasku dziś na ulicach Saratowa.

    Panorama Saratowska, X. 2005


  • Deutscher Barok auf klangschoener Orgel (Wspaniałe organy rozbrzmiały w repertuarze niemieckiego baroku)

    Eine hochvirtuose Darbietung, die die stupende Spieltechnik des Interpreten deutlich werben lassem konnte (...) Orgelmusikfreunde, die nicht da waren, haben etwas versaeum.

    Tłumaczenie:
    Prawdziwie wirtuozowskie wykonanie, w pełni ujawniające zdumiewającą technikę gry interpretującego (...) Wiele wspaniałych wrażeń ominęło miłośników muzyki organowej, którzy nie byli obecni na koncercie

    Detlef Ahlborn: Einbecker Morgenpost, 12. VII. 2005


  • Heitere, lustvolle Interpretation (Barwna, radosna interpretacja)

    Organist trug sein Programm mit sicherem Gefuehl fuer den Charakter der einzelnen Werke vor und schoepfte - mit einer geradezu heiterern Spielfreunde - die Moeglichkeiten des Instrumenten aus.
    Neben Werken aus dem Frueh - und Hochbarock spielte der Organist zwei Kompositionen, die dieses Koncert zu einem Erlebnis machten: Zuerst eine eigene, meisterhafte Adaption des Concerto D-dur für Floete und Streicher von Johann Christian Bach (...) Das Concerto, das in seiner Einfuehlsamkeit an die Mannheimer Schule erinnert, entfaltete in diesem Arrangement fuer Orgel seinen reizvollen Charme - in einer farbenfroh registrierten, lustvollen Interpretation.
    Mit dem letzten Werk des Abends, der beruehmten Suite gotique von Léon Boëllmann, schwelgte der Organist in stuermischer, virtuoser Brillanz. Mit seiner Interpretation des letzten Satzes zeigte er sich als eigenwilliger Gestalter. Die so oft gehoerte, wuchtige Toccata klang nun ueberraschend weich. Die Zuhoerer erlebten sie neu, konnten in ihr schillernde Facetten entdecken, die in den herkoemmlichen Interpretation oft unterkannt bleiben. Ein beglueckender Orgelabend.
    Fuer den langangehaltenden Schlussapplauz bedankte sich der polnische Organist mit einer Zugabe.

    Tłumaczenie:
    Organista z niezawodnym wyczuciem stylistyki poszczególnych utworów, odczuwając wielką satysfakcję z gry, w pełni wykorzystał możliwości instrumentu.
    Poza dziełami z okresu wczesnego i dojrzałego baroku organista wykonał dwie kompozycje, dzięki którym koncert stał się wspaniałym przeżyciem artystycznym: najpierw zaprezentował własną, mistrzowską aranżację Concerto D-dur Johanna Christiana Bacha, przeznaczonego w oryginale na flet i instrumenty smyczkowe. Concerto, w którym dostrzec można wpływy szkoły Mannheimskiej, dzięki aranżacji Marka Stefańskiego nabrało wdzięku i elegancji - zostało przez niego zarejestrowane w jasnych barwach oraz pogodnie zinterpretowane.
    Ostatnim zaprezentowanym tego wieczoru utworem była znana Suita gotycka Léona Boëllmanna. Marek Stefański wykonał ją brawurowo i po mistrzowsku, ujawniając się w swojej interpretacji jako niezależny, w pełni autonomiczny twórca. Ostatnia część dzieła, często wykonywana, masywna Toccata, zabrzmiała w jego wykonaniu wyjątkowo miękko. Słuchacze mogli odkryć dzieło na nowo, dostrzec płaszczyzny, których w tradycyjnej interpretacji nie można odnaleźć (...). Na zakończenie artysta bisem odwdzięczył się za długo trwający aplauz.

    Francisco Pujiula, Nordhessische Kultursommer Zeitung, 07. VII. 2005


  • Rauschende Klaenge (Oszałamiające brzmienie)

    Marek Stefański, Organista an der Marien-Basilika im polnischen Kraku und Dozent fuer Orgel an der Musikhochschule in Krakau, begeisterte das Publikum mit seinem virtuosen, musikalischen Spiel, in dem technische Brillanz und inhaltliche Tiefsinnigkeit perfekt miteinander harmonierten. Mit feiner Agogik praesentierte er durchsichtige polyphone Strukturen, ging mit großen Klaengen ebenso sicher um wie mit feinen Tonlinien oder virtuos ausgespieleten Verzierungen.

    Tłumaczenie:
    Marek Stefański, organista Bazyliki Mariackiej w Krakowie i wykładowca Akademii Muzycznej w Krakowie, oczarował publiczność swoją wirtuozowską grą, w której łączy błyskotliwą technikę z głęboką zadumą. Precyzyjny w zachowaniu odpowiednich temp, w przejrzysty sposób zaprezentował struktury polifoniczne, zachowując swobodę zarówno w realizacji pełnych brzmień, jak i subtelnych linii melodycznych poszczególnych głosów, a także wirtuozowsko wykonanych ozdobników.

    Agnes Duerr: Die Rotenburge Zeitung, VII. 2005


  • "Barok i współczesność"

    Tak więc prócz rozkoszowania się wspaniałą muzyką mogliśmy też śledzić jej rozwój w najbardziej interesujacym dla niej okresie, obserwować dochodzenie do szczytu, do ideału, jakim do dziś dla wszystkich parających się sztuką organową jest muzyka Jana Sebastiana Bacha. Mogliśmy to czynić tym łatwiej, że Marek Stefański na codzień organista Bazyliki Mariackiej panuje świetnie nad znajdującym się w niej instrumentem, który nie raz, nie dwa pokonał koncertujących na nim gościnnie artystów

    Dziennik Polski 2001r. Anna Woźniakowska


  • "Erhebendes Orgelkonzert (Uroczysty koncert organowy)"

    Passend zu der kleinen Orgel hatte Marek Stefański ein ansprechendes Programm zusammengestellt mit, in chronologischer Reihenfolge, Werken von Fruehbarock bis zur Romantik, Musik so richtig zum "Seele bammeln lassen", meisterlich und mit ruhiger Hand interpretiert und mit delikaten Klagenfarben registiert, die Moeglichkeiten der Orgel optimal ausschoepfend.

    Tłumaczenie:
    Dopasowując repertuar do możliwości niewielkich organów, Marek Stefański wykonał - w kolejności chronologicznej - utwory z okresu od wczesnego baroku po romantyzm. Dzieła zaprezentował w sposób niezwykle poruszający, interpretując je pewną, mistrzowską ręką, w pełnej delikatnych barw rejestracji, optymalnie wykorzystał możliwości instrumentu

    Francisco Pujiula: Hessische Allgemeine Zeitung, 2001


  • Gespuer fur Klangfarben - Marek Stefański (Krakau) Gestaltete Orgelmatinee im Fuldaer Dom (Wyczucie brzemienia - Marek Stefański (Kraków) gospodarzem artystycznego poranka organowego w Katedrze w Fuldzie)

    Als stilsicherer, technisch ueberlegener Organist stellte sich Marek Stefański bei der ersten Orgelmatinee dieses Jahres im Fuldaer Dom.

    Tłumaczenie:
    Podczas pierwszego poranka organowego, organizowanego w Katedrze w Fuldzie, Marek Stefański zaprezentował się jako organista, odznaczający się doskonałym wyczuciem stylistyki poszczególnych kompozycji oraz dysponujący mistrzowską techniką.

    Reiner Uhl, Fuldaer Zeitung, 2001


  • "Praechtige Hommage an Bach (W hołdzie Bachowi)"

    Praechtig war diese Hommage durch die Schoenheit der Aufgefuehrten Werke und nicht zuletzt durch die Gute der Interpretation des jungen polnischen Musikers Marek Stefański. Der Lehrer an der Krakauer Musikakademie, Organist an der Marienbasilika, Preistrager bei bedeutenden Musikwettbewerben, hat Konzertpraxis in ganz Europa gesammelt und hier zeigte er sich als souveraener Interpret, der mit Musikalitaet, Geschmack, einer fantasiereichen Klangfarben-Palette glaenzte. Und durch die Auswahl der Werke zeigte er Aspekte des Bachschen Orgelstils.

    Tłumaczenie:
    Hołd złożony Johanowi Sebastianowi Bachowi był wspaniały, nie tylko ze względu na piękno wykonanych utworów, lecz także dzięki interpretacji młodego polskiego artysty, Marka Stefańskiego. Wykładowca Akademii Muzycznej w Krakowie, organista Kościoła Mariackiego w Krakowie, laureat licznych konkursów muzycznych, doświadczenie jako wykonawca zdobywał w całej Europie, gdzie dał się poznać jako niezależny interpretator, wyróżniający się muzykalnością, smakiem muzycznym oraz pełną fantazji paletą brzmieniową. Dzięki umiejętnie dokonanemu wyborowi utworów, artysta zaprezentował publiczności różne aspekty Bachowskiego stylu organowego

    Francisco Pujiula: Hessische Allgemeine Zeitung, 2000


  • "Polski organista w litewskiej świątyni"

    Wczoraj wilnianie w najważniejszej litewskiej świątyni mieli możliwość podziwiania kunsztu artystycznego polskiego muzyka. Wykonane utwory zarówno klasyków muzyki organowej, jak też utwory współczesnych kompozytorów pozostawiły niezatarte wrażenia.

    Star: Gazeta Wileńska, 1999


  • "Sierpień w Kamieniu Pomorskim"

    Susan Landale nadała interpretacjom dzieł Buxtehudego, Bacha a także Mozarta klarowny charakter... Tych wartości niestety często brakowało w produkcjach pozostałych organistów (wyjątkiem okazał się Marek Stefański, grający podczas jednego wieczory z "Concerto Avenna").

    Witold Paprocki, Ruch Muzyczny, 1998


  • "III Dni Bachowskie w Krakowie"

    Festiwal zakończył się znakomitym koncertem w kościele ewangelicko-augsburskim. Na uwagę zasłużyli zwłaszcza organista Marek Stefański i śpiewający basem Jacek Ozimkowski. Stefański, wykonując cykl kilkunastu Bachowskich opracowań chorałowych o tematyce pasyjnej oraz Fantazję i fugę c-moll "zaczarował" słuchaczy niezwykłą muzykalnością, znakomicie dobierając barwy poszczególnych kompozycji i tworząc mistyczny wprost klimat pasyjnego skupienia.

    Ruch Muzyczny 1998r., Andrzej Zwoliński


  • "Stefański i Towarnicka u Św. Anny"

    Jako solisty, jego interpretacje okazały się pełne interesujących pomysłów; były swobodne, bogato zdobione, obfitowały w improwizowane biegniki i zróżnicowaną artykulacją, cechowała je kolorowa regestracja często wykorzystująca głosy języczkowe i alikwotowe. Ogromny, wymykający się jednak czasem spod kontroli temperament uwidaczniał się w wyjątkowo śmiałym planowaniu kompozycji cyklicznych i w wyborze ekstremalnie szybkich temp.
    Trzeci koncert u Św. Anny niewątpliwie dostarczył słuchaczom wielu wrażeń. A o Marku Stefańskim chyba jeszcze nie raz usłyszymy.

    Ruch Muzyczny nr 17/97 Karol Bracki


Copyright © 2003-2010 Marek Stefański | Webdesign: SiGSOFT.pl